Menu

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 11



Ciśnie nie natychmiastowo podskoczyło a do moich uszu dobiegł jeden z okrutniejszych dźwięków na tej planecie. Jedno długie piknięcie oznaczające brak funkcji życiowych. Nie, nie, nie to się nie może dziać naprawdę. On nie może odejść z tego świata.
- Oliver nie, nie proszę nie zostawiaj mnie! Oliver! – krzyczałam biegnąc do jego łóżka. – Oliver nie zostawiaj mnie! Proszę ! Obudź się ! Oddychaj!! – dalej wrzeszczałam. To jest jakiś horror. On nie może odejść. Rzuciłam Si na niego i przytuliłam. Odgłos nie dawał za wygraną. Słyszałam kroki zbliżających się lekarzy. – Proszę nie zostawiaj mnie. Proszę… - wyszeptałam, a z mojego policzka skapnęła jena z łez. Poleciała prosto na twarz Oli’ego. Wytarłam ją powoli kciukiem. Czy tak właśnie mają wyglądać nasze ostatnie chwile spędzone razem.  Zero pożegnania. Zero słów. Tylko smutne i przerażone spojrzenie. To nie może być prawda. To musi być sen. Koszmar.  Jeszcze nie całą godzinę temu byłam w stanie zniszczyć wszystko na swojej drodze a teraz. Nic. Co czuję? Nic. To wszystko moja wina. Moja. Głupi wyjazd. Mogliśmy teraz siedzieć na kanapie i się wygłupiać, ale  leżę na moim najlepszym przyjacielu który nie oddycha. Słyszę już jedynie  głośne piknięcie, które nie oznacza już zgonu mojego przyjaciela tylko cząstkę jak nie połowę mnie. To znowu się dzieje. Ktoś z moich bliskich ginie. Zostawiłam go tu. Uciekłam. Czy tak powinna postępować prawdziwa przyjaciółka. No chyba nie. Straciłam ostatnie chwile, które mogłam z nim spędzić. Nagle do moich uszu dobiega zbawcza melodia. Regularne piknięcie. Przyłożyłam głowę do klatki piersiowej i wsłuchałam się w powolne i spokojne bicie serca. Czy jest to normalne, że osoba która teoretycznie nie żyje nie jest reanimowana. Nagle zaczyna oddychać, ale co mnie to obchodzi. On oddycha. Żyje. To się już tylko liczy. Pocałowałam go lekko w czoło i usiadłam na krześle które stało samotnie przy białej ścianie.  Przyciągnęłam je bliżej i chwyciłam za rękę Olivera. Nie chcę jej puścić. Nie mogę. Zadumo czasu zmarnowałam będąc daleko, a to przecież ja go prawie wpakowałam do grobu. Teraz nie będę go opuszczać. Zostanę tu tak długo jak będzie trzeba. Będą mnie musieli mnie siła stąd wyprowadzić. To jest miejsce, którego nie zamierzam opuścić, aż do czasu kiedy Oliver mnie oto poprosi lub kiedy wróci ze mną do domu.  Już nie mogę się doczekać momentu kiedy otworzy oczy i spojrzy na mnie tymi swoimi pięknymi czekoladowymi tęczówkami. Chociaż pewnie na mnie nakrzyczy za to, że nic nie zrobiłam i prawie przeze mnie umarł. W sumie nie będę mu się dziwić jeśli mnie znienawidzi. Mogę się założyć że przeciwnik jeśli można go tak nazwać zginą. Bo jeśli nadal chodzi po świecie to własnymi rękami go zatłukę. Pożałuje że się w ogóle urodził. To musiał być zamach. Ktoś to na pewno zaplanował. Raczej nikt nie chciał bu spowodować takiego wypadku, który ewidentnie mógł się skończyć śmiercią. To by było chore.  Chociaż tyle osób chodzi po tym świecie. Każda z nich jest inna może znalazło by się kilka takich bezdusznych ludzi. Dziwne jest to że jeszcze nie przyszedł lekarza, a zdawało mi się że słyszałam jak biegł na ratunek. Wątpię żeby sobie poszedł. Tak po prostu. Ma obowiązek sprawdzenie co się dzieje z pacjentem, więc powinien już tu być. Nienawidzę służby zdrowia. Za każdym razem jak przekazują złe wieści to wydają się jakby ich to w ogóle nie obchodziło. Jakby było im obojętne czy pacjent żyje czy nie. Dla nich liczy się tylko kasa bo przecież to jest najważniejsze, a nie ludzkie życie.  Drzwi w tym momencie otworzyły się a w nich staną lekarz. Popatrzył na mnie, a następnie na mojego przyjaciela. Chciała bym zobaczyć jego minę kiedy to ja idę sobie spokojnie do umierającego pacjenta na przykład kogoś bliskiego tego kolesie. Ciekawe co by zrobił. Chociaż ja bym tak nie umiała. Za wszelką cenę starała bym się odratować tą osobę, a nie potem tylko spojrzeć na jakieś durne wskaźniki. Zrobić dokładniejsze badania i mieć wszystko w dupie. Czasem zastanawia mnie czemu ci ludzie poszli na medycynę. Tak chyba się uczy jak ratować ludziom tyłki od śmierci czy chorób a nie jak zbijać kasę na popijaniu kawki i wypełniani świstków. Nasz wielki doktorek podszedł do sprzętu medycznego. Wypełnił jakąś karteczkę. Już kierował się do drewnianych drzwi prowadzących na korytarz gdy ja postanowiłam się odezwać. W końcu ktoś musi. Skoro ten dziwak nawet podstawowych informacji nie chce mi podać to muszę o nie zawalczyć.
 - Panie doktorze co z nim? Czy wszystko porządku? -  zadałam dwa pytania, które najbardziej mnie nurtowały. No może poza tym jednym: Czy mogła bym panu przyłożyć, bo jestem strasznie wkurwiona? Ta to chyba było by nie na miejscu.  Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i westchną. Boże ale on ma tupet. Ja tylko chcę mieć minimalne pojęcie co się właściwie dzieję z moim przyjaciele.
- Stan pacjenta jest już stabilny. Było chwilowe zatrzymanie akcji serca, ale z tego co widzę po parametrach wszystko jest dobrze – po tych słowach natychmiastowo obrócił się i wyszedł z sali. Obiecuję, że zaraz strzelę mu jedną kulkę między oczy. Oh zapomniała skończyła mi się amunicja, ale zawsze można coś znaleźć u brata.  Dobra Sue wdech i wydech, Spokojnie dziewczyno. To tylko jeden z palantów żyjących na tym świecie. Ciekawe gdzie jest reszta. Nagle przypomniało mi się co mówił Mike. Podobno osoby w śpiączce słyszą wszystko co się do nich mów. Powinnam przeprosić Olivera
- Oli ja Cię tak przepraszam. Wiem że to wszystko moja wina. To ja powinnam teraz leżeć na tym łóżku a nie ty. – powiedziałam i ścisnęłam jego rękę mocniej. -  Pamiętasz jak uczyłeś mnie strzelać z pistoletu? Ja pamiętam. To właśnie tam pojechałam kiedy mnie tu nie było. Musiałam się na czymś wyżyć. Przepraszam że Cię zostawiłam. To już się nie powtórzy. Obiecuję. – na pewno dotrzymam tej obietnicy. Muszę. Jestem mu to winna. – Wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim. Musisz się wylizać. Proszę wyzdrowiej. Zrób to dla mnie – tym zdaniem skończyłam swój monolog. Siedziałam tak i wpatrywałam się  na śpiącego Osiego. Wyglądał jakby o czymś marzył i nie chciał się budzić. Dlatego leży tak bez ruchu. Może jest to głupia hipoteza. Może marzy o tym jak jest aniołkiem latającym w niebie. Jak otaczają go piękne dziewczyny. Jak pływa w ciepłym jeziorze. Jak bawi się z psem i swoją wymarzoną małżonką. Jak śpiewa własną piosenkę przed skandującym jego imię tłumem. Każde maże nie teraz się spełnia w jednym długim śnie z którego tak bardzo chciałabym go wyciągnąć, żeby porozmawiał ze mną, żeby mnie przytulił. Żeby znowu nazwał mnie małą, choć jest to niewiarygodnie wkurzające. Żebyśmy znowu się ścigali. Żeby znów mnie trenował. Żeby, żeby ,żeby. Tyle powodów. Taka mała szansa, ale trzeba wierzyć. Bo to się nie może tak skończyć. Nie tak. To nie jest w naszym stylu.
- Pamiętaj Oli musisz walczyć – wyszeptałam. Na wet nie wiem czemu to zrobiłam. Taki jakby odruch. Jeśli mnie słyszy to mam nadzieje że posłuch. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stał Chris. Braciszek przyszedł. Ciekawe czy znowu mnie opieprzy za te przepisy.
- Hej – powiedział spokojnym głosem. Patrząc na moją rękę.
- Cześć – odpowiedziałam
- Gdzie byłaś przez tyle czasy/ Bo już zaczynałem się martwić, że sobie coś zrobiłaś – skąd wziął taki pomysł nigdy się przecież nie cięłam. To nie jest w moim stylu. Po drugie co by miało wskórać. Nie rozumiem tych osób, które to robią ja wolę postrzelać, pobić trochę w worek treningowy i wyładować przy tym złe emocje.
- Pojechałam na nasze strzelnicę. Musiałam odetchnąć, jeśli nie chciałeś widzie jak kogoś niewinnego morduję strzałem między oczy, a jest tu kilka osób, w które chętnie bym wycelowała pocisk. Dlatego też jestem taka mokra.
- No to dobrze ż chociaż wróciłaś. Wiesz może co z nim? – zapytał dalej irytująco spokojnym głosem
- Podobno jest już wszystko okey i parametry są dobre – odpowiedziałam. Starając się powtórzyć wypowiedź medyka.
- Co się tam właściwie stało? Nie musisz na razie odpowiadać jeśli nie chcesz – zwrócił się do mnie stojąc już dosłownie obok .
- To jednak bym na razie wolała to przemilczeć – nie mam siły by teraz mu wszystko opowiedzieć. To zbyt trudne.- Czy mógł byś chwilkę z nim posiedzieć muszę pójść do toalety obok. – nie zamierzam się dalej ruszać niż do toalety. Gdy moja ręka już znajdowała się na klamce, do moich uszy dobiegł dzwonek sms’a. Wyciągnęłam urządzenie  i przeczytałam wiadomość.

Gra się rozpoczęła S.A
 ~*~*~*`~*~*~*~*~*~*
Hej miśki !!

No to mamy już 11 rozdział, który mówiąc szczerze średnio się podoba, ale no cóż. Może od razu przejdę do ważnych rzeczy nie ma m pojęcia czy za tydzień będzie rozdział ponieważ mam teraz ferie i wyjeżdżam  i prawdopodobnie nie będę miała internety ale z całych sił postaram się go wstawić. 
A jak wam się podoba ten rozdział? Mam nadzieję, że jest znośny. 
~ Gumycollie :)

3 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział ♥ nie pogniewałabym się jakby next był wcześniej ( ͡o ͜ʖ ͡o) ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze że żyje ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe kto to S.A chciałabym aby ktoś z przyjaciół dowiedział się o groźbach akcja by się znowu jeszcze bardziej rozkreciła

    OdpowiedzUsuń