Menu

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 9



Jechałam dalej, a Oli koło mnie. Od dawna nie miałam takiej pustki w głowie. Co zrobić… Mógł by zjechać za mój pas, ale jak miała bym dać mu znak. Samochód nieubłaganie się zbliżał. Mój wzrok pokierował się na mojego przyjaciela. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Miałam odczucie jakby tym wzrokiem chciał się ze mną pożegnać. To nie mogło się tak skończyć. Jest dla mnie jak rodzina, jak brat.  Poczułam, że w moich oczach zebrały się już łzy. Pędzący z przeciwka pojazd był tak blisko za blisko. Chłopak odwrócił głowę w stronę drogi. Ja nie umiałam odwrócić wzroku. Bacznie obserwowałam całe wydarzenie. Oli zwolnił do chyba dziesięciu na godzinę, ale przeciwnik, jeśli można go tak nazwać tylko się jeszcze bardziej rozpędził. Zobaczyłam że przyjaciel zaczyna jak najszybciej cofać. Niestety jechał za wolno. W tylnym lusterku zobaczyłam wielki wybuch i do moich uszu dobiegł ogromny huk. Natychmiastowo zawróciłam. Moje cudeńko obróciło się o 180 ̊ . Podjechałam jak najbliżej się dało. Wyskoczyłam z transportu zabierając ze sobą gaśnicę i pobiegłam do przyjaciela tak szybko jak tylko mogłam. Użyłam sprzętu, który zabrałam ze sobą. Następnie zaczęłam wyciągać Olivera z samochodu. Płakałam. Gdy ujrzałam jego zakrwawioną głowę  i sine usta oraz ciało pełne siniaków. Wybuchłam… To mnie przerosło. Zaczęłam gładzić jego policzek i patrzyłam chwilę czy jego klatka się unosi. Nagle poczuła przypływ szczęścia gdy zauważyłam że oddycha. Ledwo ale oddycha. Wzięłam go na plecy zaniosłam do swojej maszyny. Położyłam na tylnym siedzeniu i przypięłam wszystkimi pasami. Musiało być mu nie wygodnie, ale ważne jest teraz tylko to żeby jak najszybciej dojechać do szpitala. Natychmiastowo ruszyłam z piskiem opon. Z moich oczu nadal płynęły łzy. To wszystko moja wina, gdybym go tylko nie wyciągnęłam na ten pieprzony trening. Podróż zadawała mi się trwać wieczność. W końcu znaleźliśmy się przed właściwym budynkiem. Wyskoczyłam szybko i odpięłam chłopaka i zaczęłam krzyczeć o pomoc. Po paru sekundach zjawili się lekarze z noszami. Położyli go na nich i  ruszyli biegiem do środka kliniki. Za machnęłam ręką zamykając przy tym drzwi od  auta.  Rzuciłam się za nimi, a gdy osiągnęłam już swój cel. Zaczęłam gładzić dłoń Oli’ego. Doktorzy mówili po między sobą na jakie badania musi pojechać. Wszystko działo się tak szybko. Nagle jedna z pielęgniarek mnie zatrzymała przed drzwiami na których pisało „blok operacyjny”.  Czułam się… nie mam pojęcia jak. Poczułam tylko, że moje nogi robią się strasznie miękkie, a potem nastąpiła ciemność.

* Chris *
Siedziałem sobie na kanapie w salonie oglądając jakąś głupią komedię. Nagle poczułem wibrację w mojej kieszeni. Wyciągnąłem niechętnie komórkę i popatrzyłem na jej wyświetlać. Jakiś nieznany numer. To nie może świadczyć niczego dobrego. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyciągnąłem urządzenie do ucha. Usłyszałem ciepły ale obojętny głos. Dobrze nam ten  ton. To jedna z recepcjonistek ze szpitala. Mina od razu mi zrzedła. W naszej jakże miłej rozmowie zostałem poinformowany że mój najlepszy kumpel został ranny i jest w tym miejscu. Gula w gardle mi urosła. Zacząłem się drzeć na cały głos żeby chłopaki szybko zeszli na dół i wsiadali do swoich wozów. Boże przecież Oliver wyszedł z Sue jakąś godzinę temu, co jeśli jej też coś jest. Nie czekając na resztę udałem się do tego przeklętego miejsca. Będąc już na parkingu zobaczyłem auto mojej siostry. Zaparkowałem obok niego i ekspresowo wyrwałem do recepcji.
- Dzień dobry jestem bratem Olivera Sykes’a zostałem powiadomiony, że się tu znajduje – starałem mówić uprzejmie i spokojnie.
- Tak pan Sykes aktualnie znajduje się na sali operacyjnej – opowiedziała  oschle.
- Czy razem z nim przyjechała dziewczyna ?
- Tak, znajduje się w sali numer 201
- Dziękuję – po tych słowach odwróciłem wzrok do wejścia. Jeny jak ja mogłem być tak głupi przecież nie powiedziałem chłopakom gdzie jedziemy. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Luke’a. Po pary sygnałach odebrał.
- Ej stary gdzie jesteś/ - od razu na początek musiał mnie przywitać pytaniem.
- W szpitalu. Przyjeżdżajcie szybko. – powiedziałem i się rozłączyłem. Mogę się założyć, że chciał o coś się jeszcze zapytać, ale teraz nie ma czasu na zbędne pytania. Stałem na tym korytarzu chyba z pięć minut jak palant. W końcu cała ekipa pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Podeszli do mnie z ciekawymi pytaniami.
- Stary co się dzieje? Co my tu robimy? – zapytał Mike
- Oliver miał wypadek jest na operacji, a Sue leży w Sali 201 i nie pytajcie więcej tylko ruszcie dupy- orzekłem podążyłem do wyznaczonego pokoju. Krążyłem korytarzami szukając odpowiedniego numeru. Po paru minutach go znalazłem. Wszedłem powoli do pomieszczenia. Moim oczom ukazała się śpiąca Sue. Nie wyglądała, jakby coś jej się stało. Znowu poczułem wibracje w kieszeni. Ludzie co wy ode mnie chcecie dzisiaj. Popatrzyłem na ekran jak miałem w nawyku. Kurwa policja. Posłusznie odebrałem. Mój ulubiony posterunkowy. Oh czujcie ten sarkazm, zaczął coś pieprzyć, że moja siostra w ciągu dziesięciu minut złamała prawo chyba z dwadzieścia razy. Powiedział, że ma się stawić na komisariacie i zapłacić ogromny mandat i coś podpisać, bo inaczej pójdzie do więzienia. Podszedłem bliżej i usiadłem na taborecie, który stał obok jej łóżka. Chwyciłem jej rękę, a ona zaczęła coś mamrotać pod nosom. Normalnie mogę przysiąc, że powiedziała Chris jeszcze pięć minut. Nie zaprzestałem czynności. Ona podniosła powieki i natychmiastowo usiadła.

* Sue *
Poczułam czyjś dotyk na dłoni. Ja nie chcę się jeszcze budzić. Wymamrotałam żeby ten ktoś mnie zostawił, ale on nie dawał za wygraną. Tak w ogóle to jak ja się znalazłam na łóżku. Nie pamiętam żebym się kładłam. O Boże. Wypadach.. Oliver.. Blok operacyjny… Ekspresowo podniosłam się do pozycji siedzącej i otworzyłam oczy. Byłam w jakiejś sali.  Pewnie zabrali mnie tu jak straciłam przytomność. Na samom myśl o tym wydarzeniu coś w brzuchu mi się skręca a serce boli. To wszystko moja wina. Rozejrzałam się dookoła. Był tu cały nasz gang. Kochany braciszek… ta na pewno. Trzymał mnie za rękę. Gdy zauważył, że na niego patrzę uśmiechnął się. Muszę jak najszybciej dostać się do Oli’ego. Nie mogę leżeć bezczynnie. Gdy już wstawałam jakże miły człowiek pociągną mnie na nie z powrotem  na poprzednie miejsce.
- Nie tak szybko młoda panno – powiedział z troską i rozbawieniem w głosie – Najpierw odpowiesz na kilka pytań. – nie zaczyna się. Czyżbym złamała prawo. Tak zawsze zaczynał taką rozmowę jeśli ktoś z komisariatu dzwonił. No to jestem w dupie.
- No to może na początek nic ci nie jest?
- Ze mną wszystko porządku – burknęłam patrząc się na drzwi. Tam gdzieś może być mój umierający przyjaciel, ale ten musi zadać te pieprzone kilka pytań.
- Wiesz, że dzwonił mój i zresztą twój też ulubiony posterunkowy James. Zwiedzał że złamałaś chyba z dwadzieścia paragrafów czy czegoś tam w ciągu paru minut. – no nie ludzie odpierdolcie się musiałam ratować Sykes’a. Bo przecież musiałam go głupia wyciągnąć na ten pierdolony trening.
- No i ? – zadałam to jakże niebywale ale wkurzające pytanie.
- I musisz zapłacić mandat albo
- Albo pójdę do więzienia. Ta wiem wiem, ale nie będę kurwa stała w miejscu jak baran i gapiła się jak mój najlepszy przyjaciel umiera. Jak przeze mnie ginie przez jakiegoś pierdolonego idiotę. Nie będę się gapić jak praktycznie mój drugi brat się zemną pożegnał wzrokiem. Straciłam już wystarczająco bliskich osób. Nie uważasz – zadałam pytanie retoryczne i zrobiłam chwilę przerwy – Dobra może jechałam cztery razy szybciej niż można było, może przejeżdżałam na każdym czerwonym świetle, słysząc jak osoba z tyłu bierze ledwo oddech, ale hej przecież nic mi nie będzie. Powinieneś wiedzieć, że nie spowoduje jak ten baran który w niego wjechał wypadku. Miej trochę zaufania, Sam przecież uczyłeś mnie jeździć. Nie pamiętasz jak było zanim wyjechałam. Nawet nie masz zielonego fioletowego czy nie wiem już sama jakiego pojęcia, jak mi źle z tym, że to przeze mnie Oliver miał wypadek. Mam ogromne pierdolone poczucie winy. Ta ja widziałam jak Jego samochód robi chyba z pięć czy sześć obrotów. To ja musiałam go wyciągnąć z tego pierdolonego Ferrari 458 Italia z 8-cylindrowym silnikiem, 3,4 s do 100 km/h oraz prędkością maksymalną rzędu 325 km/h. Uwierz lub nie, ale ciężko się wyciąga człowieka z rozpierdolonego samochodu szczególnie takiego modelu. To mnie powinien potrącić ten wariat nie jego. Pewnie teraz nie rozumiesz czemu leżałam w tej pieprzonej sali. Zemdlałam.. Nie wytrzymałam widząc jak go zabierają na blok operacyjny, a teraz przepraszam idę go szukać. – zakończyłam swoją przemowę i wstałam omijając oszołomionych chłopaków.  Wyszłam i trzasnęłam drzwiami. Od razu ruszyłam skąd przeniesiono mnie po utracie przytomności. Gdy właśnie podchodziłam do drzwi na szczęście a raczej nieszczęście wyszedł stamtąd lekarz. Rozpoznałam go. To był jeden z tych wszystkich doktorów. Gdy już miałam do niego podchodzić zauważyłam jadące łóżko, a na nim brązowe włosy jeszcze we krwi oraz zamknięte oczy mojego przyjaciela. Cios prosto w już rozpadające się serce. Nagle nie wiadomo skąd obok mnie wzięli się chłopcy. Od razu nie biorąc pod uwagę co może myśleć lekarz pobiegłam do najważniejszej teraz osoby. Olivera.  Chwyciłam jego rękę, która była ciepła. To oznacza, że żył. Poczułam jak jeden z kawałków mojego roztrzaskanego serca zlepia się z innym. Łóżko chłopaka poruszyło się i zaczęło jechać w stronę jakiegoś pokoju. Szłam za nim trzymając dalej jego dłoń. Weszliśmy do sali numer 384. Pielęgniarka poprosiła mnie bym puściła go na chwilę bo muszą go podpiąć do czegoś tam. Dopiero teraz spojrzałam na jego o dziwo już wytartą z krwi twarz. Na spokojny wyraz i rurkę w jego ustach? Już zrozumiałam do czego muszą go podpiąć.  Był.. jak to się nazywało.. zaintubowany czy coś. Nie potrwało to długo. W końcu panie opuściły pomieszczenie i zostałam z nim sam na sam. Patrząc tak na niego nie wytrzymałam. Znowu płakałam. Niespodziewanie drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stał lekarz oraz Chris.
- Może lepiej nie wstawaj – powiedział mój brat, a po nim lekarz zaczął.
- Mam dla pani złą wiadomość. Pan Sykes jest….
 ~*~*~*~*~*~*~*
Hej Miśki!
Wiem pójdę do piekła za to zakończenie, ale jest to chyba pierwszy rozdział, który mnie się nawet podoba. Jak zuważyliście postanowiłam rozkręcić odrobinkę akcje, ale tylko troszkę.  W ogóle nie wierzę, że zdążyłam go napisać. Ten tydzień mówiąc szczerze był masakryczny, ale dość o mnie.
Jak wam się podoba ten rozdział? 
 ~ Gumycollie :)

13 komentarzy:

  1. Cudowny ale przerwać w takim momencie xd mam nadzieję że next będzie w expresowym tempie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe kto spowodował ten wypadek xd next po prostu arcydzieło czekam na kolejnego w najbliższych dniach
    Pozdrawiam Pamela! ♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ! Jak tak można przerywać, mam nadzieję że chłopak wyjdzie z tego

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no! kurde bele ja chce następny! Oliver, Sou, Chris saowndlsoxshn *.*/Amelia

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG ja jestem w szoku 0-0 czekam na kolejnego cudownego i boskiego nexta

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję że go nie zabijesz xd kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  7. Wzruszający rozdział :'(

    OdpowiedzUsuń
  8. mam nadzieje że ten lekarz powie, że Oli jest w śpiączce bo smutno będzie kiedy umrze ;/ ale rozdział super, czekam na następny c:

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże dziewczyno piszesz nieziemsko Mam nadzieję że next pojawi się w weekend ♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♥♥♡♥♡♥♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Miód malina xd ;* cudowny a za razem smutny next Świetnie piszesz oby tak dalej tylko mała uwaga pisz częściej bo się uzależniłam

    OdpowiedzUsuń
  11. Ty się pytasz jak mi się podoba ????? Rozdział jest zajebisty

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże, super �� czekam na następny rozdział ��

    OdpowiedzUsuń